Pozostać wiernym idei – rozmowa z reżyserem spektaklu „Sopoćko”
Pozostać wiernym idei – z dr Janem Nowarą reżyserem spektaklu Sopoćko rozmawiała Jolanta Hinc-Mackiewicz – kierownik literacki
To kolejny spektakl pokazujący Pański głęboki stosunek do rzeczywistości i historii. Poprzednio Popiełuszko, Obława, a teraz Sopoćko. Czy to przedstawienie jest odzwierciedleniem Pana duchowości? I skąd pomysł na spektakl?
Z całą pewnością to są tematy, jak Pani je określa, dotyczące głębszej warstwy rzeczywistości i wymiaru duchowego – poruszające mnie, kiedy zastanawiam się nad sensem tworzenia teatru. Inspiracja przyszła z teatru. To była propozycja, którą złożył mi Pan Dyrektor Piotr Półtorak po doświadczeniach nad postacią księdza Popiełuszki i nad Niezłomnymi. I mogę powiedzieć, że jestem wdzięczny, bo dzięki tej propozycji miałem okazję poznać tak przejmującą postać polskiego Kościoła, polskiej historii zarazem – ks. Michała Sopoćkę.
Czy rozpoczynając pracę nad tym przedstawieniem, zakładał Pan inny cel, niż tylko uczczenie postaci błogosławionego?
Nie zakładałem na początku pracy żadnego celu. Dość szybko zrozumiałem, że mamy do czynienia z żywotem kapłana bardzo wiernego, pokornego i skromnego, który zawsze usuwał się w cień. Kiedy zacząłem czytać rzeczy poświęcone księdzu oraz jego zapiski, szybko uzmysłowiłem sobie, że istotny będzie jakiś klucz do tego spektaklu. Uznałem, że jego życie to nie jest klucz – mimo że koleje życia, perypetie i pewne bogactwo przeżyć ks. Profesora Sopoćki są wielkie. Rozciągają się geograficznie od pomiędzy Litwą i Polską, ze szczególnym uwzględnieniem Białegostoku. A jego życie przypadło także na bardzo burzliwy okres w historii Europy i świata, jak również chrześcijaństwa, katolicyzmu, bo ks. Sopoćko przeżył i rewolucję, I wojnę światową, wojnę bolszewicką w 1920 r., wreszcie II wojnę światową. Przyszło mu się też zmierzyć jako kapłanowi i osobie duchownej z systemem komunistycznym. Jednak ten materiał, materiał jego życia, tak to nazwijmy, kiedy go poznawałem, wydawał mi się bardzo interesujący, ale z takim wskazaniem na reportaż czy na film, który mógłby to objąć. Natomiast zdawałem sobie sprawę, że w teatrze muszę znaleźć jakiś inny sposób. Otóż tym kluczem wydała mi się istota wiary czy próba wejrzenia w istotę wiary Sopoćki. Niezwykłe było i to mnie przejęło, że on pozostał wierny idei Miłosierdzia Bożego. Misji umieszczenia tej cechy Boga w kalendarzu Kościoła katolickiego jako święta pozostał wierny mimo, że hierarchia kościelna i polska, i watykańska za jego życia jej nie zaakceptowały. On pozostał wierny tej idei z powodu istoty swojej wiary i jakiejś metafizyki tej wiary. To był testament pozostawiony mu przez siostrę Faustynę Kowalską. Dla mnie interesujący i fascynujący był temat, w jaki sposób to zawierzenie prostej zakonnicy, która też przecież długo czekała na kanonizację, ten prosty przekaz pozostawiony jemu jako spowiednikowi, zdecydował o sensie jego życia. Ten spektakl wyłonił mi się, kiedy zacząłem szukać w Psalmach, ale wydały się w przekazie dość archaiczne, dość trudne jednak ze względu na język, frazeologię. Trafiłem na współczesny przekład Psalmów – dynamiczny, w którym psalmy są przejmującymi wyznaniami wiary, ale oddają też różne nastroje. Pomyślałem, że przy pomocy tego przekładu Psalmów będzie można powiedzieć i o cierpieniu ks. Sopoćki, i o jego marzeniach, jego skromności i oddaniu się, czyli różnych aspektach wiary, którym dał świadectwo swoim życiem. Następnie pomyślałem, że skoro tak wielki wpływ na życie i na ideę ks. Sopoćki miała św. Faustyna, to ona również musi być obecna w spektaklu. I pojawiła się, ale nie w planie realistycznym, reportażowym, historycznym, tylko w planie metafizycznym jako anioł czy duch opiekuńczy ks. Sopoćki znajdujący się po tamtej stronie wieczności. To były dwie kluczowe decyzje i dwa klucze do interpretacji. Krótko mówiąc, pomyślałem: ten spektakl nie będzie opowieścią o życiu ks. Sopoćki, tylko będzie przekazem istoty jego wiary. Bardziej w jakimś sensie będzie odnosił się do jego duszy, jego wyobraźni, a w mniejszym stopniu doświadczeń życiowych zapisanych w kalendarzu jego życia.
Zastanawiałam się, czy krytyka hierarchów Kościoła nie okaże się jednym z najważniejszych elementów spektaklu. Ale z Pana słów wyłania się kolejna trudność: pokazanie głębi wiary na scenie, kiedy nie ma „fajerwerków” – dynamicznych wydarzeń posuwających akcję do przodu. To wymaga od zespołu nie tylko sprawności zawodowej, ale pewnego nastawienia duchowego.
Dla decyzji o takim poprowadzeniu tej opowieści scenicznej miały znaczenie dwie decyzje obsadowe, mianowicie dotyczące roli ks. Sopoćko i Faustyny. I z obu tych wyborów jestem bardzo zadowolony. Marek Cichucki grający główną postać jest człowiekiem, którego zagadnienia wiary, tajemnicy wiary bardzo głęboko osobiście dotykają. Był w pracy nad postacią człowiekiem dociekającym istoty, penetrującym też doświadczenia zapisane w przekazach na temat ks. Sopoćki, aktorem poszukującym. Bardzo ważna tu była kwestia jego skupienia się, jego medytacji i wewnętrznego wyrazu, jako że dość często myślami jego postaci są psalmy śpiewane przez zespół. W jego ustach też wybrzmiewają psalmy, które grana przez niego postać wypowiada w szczególnych momentach swoich gorzkich doświadczeń: po najbardziej bolesnych konfrontacjach z hierarchami Kościoła.
Rzeczywiście, tak jak Pani mówi, w planie realnym dla mnie istotnym wątkiem był konflikt, ale w nim objawiła się wielka pokora ks. Sopoćki. Nie okazał się buntownikiem. Wszystko przyjął, uznając, że takie są wyroki boskie i że musi pozostać wierny swojej idei, nawet jeśli ona się nie ziści za jego życia. To było niezwykle wzruszające, jak on godnie, skromnie – w cichości serca i myśli przyjmował odrzucenie. Wybrałem pewne elementy tego odrzucenia do scenariusza, choć w rzeczywistości byli też tacy ludzie Kościoła, którzy go wspierali. Tym niemniej, żeby zobrazować istotny konflikt i to jego największe napięcie, a tym sposobem pokazać jego wierność i pokorę zarazem, to trzeba było pewne rzeczy wyostrzyć – taka jest natura teatru. Dlatego kilku hierarchów Kościoła zostało pokazanych, jak próbują zniechęcić czy wręcz zabronić ks. Sopoćce pracy nad budowaniem kultu Miłosierdzia Bożego.
Druga decyzja personalna wydaje mi się też miłym zdarzeniem w życiu zespołu teatralnego, gdyż Kamila Wróbel-Malec, która wcieliła się w postać siostry Faustyny, jest nową osobą w zespole Węgierki. Ona dała tej postaci pewną radość, frenetyczność, tzn. „bycie radosnym duchem”. Zastanawialiśmy się, jak to może zostać przyjęte. Jednak ponieważ założyliśmy, że nie budujemy pamiętnika życia, tylko tworzymy spektakl poetycki o istocie wiary i o fenomenie wierności idei Miłosierdzia Bożego, którego uosobieniem był ks. prof. Michał Sopoćko, to wtedy wolno nam stworzyć taką figurę Faustyny. Korzystamy cały czas z prawdziwych źródeł, w tym wypadku wizji. Faustyna była predystynowana do takiego przedstawienia za sprawą swoich (nazwijmy je fantastycznych) przejmujących wizji, które zawarła w swoim Dzienniczku – wizji kontaktu z Bogiem, także wizji gniewu Jezusa. Jedną z rzeczy, która wydała mi się bardzo interesująca i na czasie, były zapiski mówiące o tym, że Jezus może odczuwać gniew za sprawą ludzi, którzy nie dochowują wierności Jego przekazowi i Bożym przykazaniom.
I swojemu powołaniu?
Tak i swojemu powołaniu. W jakimś sensie w sposób metaforyczny ten spektakl dotyka, czym Kościół dzisiaj żyje i z czym się musi zmierzyć, mianowicie z pewnym kryzysem, ale nie istoty wiary czy instytucji, ale z kryzysem, który przechodzi za sprawą swojego uwikłania w rzeczywistość, w świat. Kościół katolicki to instytucja, która w swojej historii zmagała się z wieloma takimi trudnymi momentami, kiedy była kwestionowana, zaprzeczana, ale trwała. A działo się to za sprawą ludzi, którzy byli wierni albo tych łamiących zasady wierności, sprzeniewierzających się istocie wiary. W jakiejś mierze ten spektakl dotyka tego tematu.
Mam nadzieję, że mimo pandemii wszyscy pragnący zobaczyć ten spektakl będą mieli taką okazję, czego sobie i naszym widzom, a zwłaszcza twórcom przedstawienia życzę. Dziękuję za rozmowę.
Spektakl „Sopoćko” w reżyserii Jana Nowary zagramy:
- 26 września, godz. 19:00 (Kino TON)
- 9 października, godz. 19:00 (Kino TON)
- 10 października, godz. 19:00 (Kino TON)