By zrobić porządną rodzinę! – rozmowa z Tomaszem Manem – reżyserem „Skąpca” Moliera

By zrobić porządną rodzinę! – rozmowa z Tomaszem Manem – reżyserem „Skąpca” Moliera

By zrobić porządną rodzinę! – z Tomaszem Manem – reżyserem Skąpca Moliera rozmawia Jolanta Hinc-Mackiewicz – kierownik literacki

 

To trzecia Pańska realizacja w naszym Teatrze – po Balladynie i Zbrodni i karze z 2000 r.?

 

Tak, z wybitną rolą pana Piotra Półtoraka w roli Raskolnikowa. Świetnie nam się pracowało przy obu tytułach. I zostały fluidy… Żałuję bardzo, że teraz Piotr nie gra, bo to świetny aktor.

 

Wybór tytułu do realizacji Skąpca Moliera to Pański wybór czy Pana Dyrektora Półtoraka?

 

Nasz wspólny, bo początkowo chcieliśmy realizować Wujaszka Wanię Antona Czechowa, ale okazało się to niemożliwe. Bardzo lubię Moliera, więc zapytałem Piotra Półtoraka, czy ma go w Teatrze?

 

Jaki jest pomysł na jego zrobienie?

 

Bawimy się we współczesne dell’arte. Mamy postaci z komedii dell’arte: Pantalone, Dottore… Staramy się znaleźć odpowiedniki postaci z tego typu komedii.

 

Czy to będzie czytelne dla widza? Wymaga to przecież wiedzy, znajomości tego kodu kulturowego, np. dell’arte wiąże się też z określonym kostiumem…

 

Tak, dlatego my się bardziej bawimy, bardziej jest to zabawa i inspiracja dell’arte. U Moliera też są pewne typy, choć pomysł wziął z Plauta.

 

Czy to nie jest anachroniczny dziś tekst, opisujący sytuację, w której ojciec rządzi życiem dzieci?

 

Dziś oczywiście mamy inną sytuację. U Moliera jest wiek XVII. Władza patriarchalna była ogromna, nie do porównania z dzisiejszą, dlatego że kiedyś nie zarabiano. Syn mógł najwyżej przejąć majątek po ojcu i ewentualnie fach. Warsztat rzemieślniczy i majątek. Czytałem ostatnio Boya, który napisał rozprawkę na ten temat i pisał także, że czasem uśmiercano córki, żeby nie uszczuplić majątku. Dlatego ta wersja Molierowska, że ojciec nie pozwala wyjść za mąż z miłości – jest łagodna. A że bohater sobie bierze młodą żonę – to jest jak najbardziej współczesne! To jest mocno podkreślone, że starszy mężczyzna po śmierci żony, bierze sobie młodą dziewczynę. Myślę, że Skąpiec jest najbardziej współczesny i najbardziej aktualny ze wszystkich utworów, które napisał Molier. Ponieważ żądza pieniądza nigdy nie była tak silna, jak teraz. Nigdy nie żyliśmy w czasach takiego ukochania naszych pieniędzy i podporządkowania im wszystkiego. Jesteśmy trochę jak Midas – zamienieni lub powoli się zamieniamy w złoto. Pieniądz jest w relacjach i w rozmowach, i w polityce, w służbie zdrowia i w wojnach. Myślę, że jeśli chodzi o żądzę pieniądza, żyjemy w czasach, gdy ona jest najsilniejsza.

 

Czy to znaczy, że ten spektakl będzie rodzajem Pana głosu w tej sprawie? Pan się tym Skąpcem jakoś opowiada?

 

Tak. Fajnie mieć pieniądze, ale fajnie też mieć władzę nad sobą.

 

Nie poddać się temu wszystkiemu, co nas otacza?

 

Zachować rozsądek, bo u Moliera rozsądek Harpagona jest zachwiany.

 

On jest typem, który nie kocha nikogo poza pieniędzmi…

 

My staramy się pokazać, że jednak zakochał się w tej młodej dziewczynie, że jednak trochę „serduszko puka”. Chcemy dać mu odrobinę ludzkiej twarzy…

 

Czy potrzeba wolności jego dzieci też wiąże się z uzależnieniem od pieniędzy?

 

To były te czasy, kiedy dzieci były podporządkowane pieniądzom rodziców. Ale kiedy dziś zobaczymy dzieci celebrytów czy bogatych ludzi, widzimy, że one nie umieją same zarabiać, bo miały od dziecka wszystko. U Moliera dzieci są podporządkowane pieniądzom ojca. On generalnie decydował, co mają jeść, jak mają się ubrać, jaka jest ich przyszłość. Dlatego syn musi się zadłużać, jeśli chce sobie coś fajnego kupić i tak samo córka. Harpagon po prostu sprzedaje dzieci, to jest handel ludzkim towarem: „Ty wyjdziesz za pana Anzelma, bo jest majętny i nie ma dzieci z poprzedniego małżeństwa, więc wszystko odziedziczysz. To jest zysk”. A syn ożeni się z wdową, bo ona też jest bardzo bogata: „Będzie ci się lepiej żyło, kiedy będziesz miał pieniądze!”. Ten spektakl będzie pochwałą i krytyką pieniądza.

 

Ale też odwróconą pochwałą naszych czasów?

 

Tak, trochę tak. Myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Każdego interesują pieniądze. Czy to jest człowiek biedny, czy bogaty, szczęśliwy, czy nieszczęśliwy – każdy myśli o pieniądzach.

 

Czy poprzez zastosowaną konwencję będzie Pan odwracał uwagę widza?

 

Wręcz odwrotnie. My rozmawiamy z publicznością, kierujemy dużo tekstów bezpośrednio do widowni. To jest jakby debata publiczna, że prowadzimy rozmowy z widzem: „A co pan sądzi?”. Widz jest dla nas kolejnym aktorem.

 

Nasza publiczność czasami to lubi, a czasami nie…

 

Jak każda publiczność. To będzie tekst Moliera, który tak jest zakodowany. Na przykład monolog Harpagona po stracie skrzyneczki jest skierowany bezpośrednio do widzów, bo on jest sam na scenie i mówi: „Kto mi ukradł pieniądze? A może wy?”. To wyczytaliśmy z tekstu Moliera. Wówczas grało się do widza, nie można było odwrócić się plecami do publiczności. Głównie się grało w ten sposób. To dopiero Stanisławski odwrócił pierwszy aktora plecami i to był super skandal. Odwrócił całą relację i traktował widza inaczej.

 

Jak scenografia będzie współtworzyć ten świat komedii?

 

Najważniejsze są kostiumy. Będą określać charakter postaci. Mamy trochę nawiązania do epoki np. peruki. Mamy takie wariacje na temat baroku.

 

W rozmowie z choreografem Panem Arturem Dobrzańskim usłyszałam, że pojawią się inne znaki baroku?

 

Tak. Na przykład muszla barokowa – odkrycie dekoracyjne tej epoki. Będzie też wyznaczona powierzchnia do grania. Dużą rolę odegrają również projekcje nawiązujące do baroku w ornamentach. Można takie zobaczyć w barokowym teatrze. Jeśli ktoś był kiedyś w Łańcucie, tam jest zachowany taki teatr.

 

Dużo zdobień, falistych linii?

 

Tak, zdobienia, próby oddania, że to jest realne, że mamy taką perspektywę…

 

Zauważyłam, że pracuje Pan w stałym zespole z choreografem i scenografką?

 

Tak, w zespole z Arturem Dobrzańskim oraz żoną jako scenografem zrealizowaliśmy kilkanaście spektakli. Artur jest konkretny, jest zawodowcem, a w tym wypadku jest specjalistą od baroku. Aktorzy Dramatycznego zdobywają dzięki niemu nowe narzędzia, bo nie zawsze uczą się w szkołach teatralnych zachowań barokowych: tańca, gestów… Barok to wielki taniec, nie można było wykonać ruchu bez określonych gestów, więc trochę się bawimy tym. Nie odwzorowujemy jeden do jednego, ale pewne elementy tak!

 

Jak się pracuje z naszymi aktorami?

 

Świetnie, znakomici aktorzy!

 

A Marek Cichucki, który po rocznej nieobecności w teatrze powrócił do zespołu?

 

Marek to jest w ogóle!

 

Wspaniałe umiejętności?

 

Tak! Wybór tego aktora na Harpagona jest trafny. Dyrektor dał mi wybór, więc na początku czytaliśmy trochę, kiedy właściwie poza dwiema osobami nie znałem członków zespołu. Marek Cichucki jako taka lokomotywa jest tu bardzo dobry.

 

Jego postać jest skomponowana także poprzez ruch?

 

Tak, sylwetka określona przez ruch. Mamy pewne nawiązanie do dell’arte – że to jest jakaś forma. Mamy jednak do czynienia z jakimś formalnym, zabawowym przedstawieniem. Jest to spektakl formalny.

 

O Molierze i baroku jest trudno opowiadać w szkole, a Pański Skąpiec będzie znakomitą lekcją, żeby pokazać, na czym to polega, jaki ma klimat, jak wygląda barok? Zatem będzie ta realizacja miała bardzo silny walor edukacyjny!

 

Tak. Staram się także, żeby Boya tłumaczenie było ściśle przestrzegane.

 

Scenariusz czyta się po prostu świetnie, jednym tchem, więc na ile to zasługa tłumaczenia autorstwa Boya-Żeleńskiego, a na ile walor Pańskiej adaptacji?

 

Nie moja. Nie uznaję dopisywania. Jeżeli autor coś zrobił, to już wykonał pracę. Sam ewentualnie coś skreślam, ale nigdy nie staram się dopisywać, bo uważam, że to jest nie fair wobec autora. Natomiast jeżeli chcę sam coś napisać – to piszę własne teksty.

 

Spektaklowi będzie towarzyszyć także muzyka Pańskiego autorstwa?

 

Tak. Dużo jest muzyki w spektaklu, bawimy się różnymi formami – jest barokowo-rockowa. Tak to sobie nazwałem. Jest trochę klawesynu, więc instrument barokowy, ale jest trochę bluesa, jazzu, rocka. To moje kompozycje. Nie wchodzę na scenę bez gitary, nawet na próby. Wtedy aktor wie, co grać. To wpływa też na ruch i decyduje od razu o charakterze.

 

Czyli muzyką poddaje Pan aktorom ton grania zamiast podania intencji?

 

Tak, to są moje intencje. Bardzo często lubię tak pracować, bo sam jestem muzykiem. A jak aktorzy usłyszą dźwięk, to wiedzą, co grać.

 

Czy daje Pan aktorom przestrzeń do poddawania swoich pomysłów?

 

Szukamy razem. Generalnie, jak już daję rytm, to wiadomo, jaki jest charakter. To pozwala aktorom znaleźć jakiś pomysł.

 

Czy Pańska sztuka dziś wypływa z tych marzeń i tęsknot, które są od młodości?

 

Uciekałem ze szkoły, żeby czytać, oglądać filmy albo spektakle. Kiedy w młodości człowiek coś czytał, czegoś słuchał, coś poruszało serce. Ale teraz tworzę, kiedy jest nowy pomysł, lubię nowe pomysły. To, co teraz porusza moje serce – jest dla mnie inspiracją. Moja rodzina! Ona jest dla mnie najważniejsza! I teraz robimy spektakl o tym, żeby zrobić porządną rodzinę.

 

Dziękuję za rozmowę.