„Antyhona” – rozmowa z Daną Łukasińską

„Antyhona” – rozmowa z Daną Łukasińską

Skąd pomysł na połączenie tragedii Sofoklesa z historią pogranicza polsko-sowieckiego po II wojnie światowej?

Z tego co wiem, pomysł na Antygonę dziejącą się w Krynkach narodził się w głowie prof. Leona Tarasewicza, który „zaraził” nim artystycznie dyrektorkę Teatru Dramatycznego w Białymstoku – Agnieszkę Korytkowską-Mazur. Kiedy razem z Agnieszką szukałyśmy tematu do tej krynkowskiej Antygony, która ma się dziać na pograniczu polsko-sowieckim, wpadły nam w ręce nagrania wywiadu z Sokratem Janowiczem. Opowiadał w nim między innymi o kwestii tożsamości ludzi urodzonych w tym newralgicznym miejscu, przez które, tuż po wojnie, przeprowadzono granicę oddzielającą Polskę od ZSRR, a dwa lata po zakończeniu wojny granicę przesuwano w ramach korekty, co miało tragiczny wpływ na losy tutejszych mieszkańców. Potem szukałam już szczegółów: w opracowaniach historycznych, w opowieściach autochtonów, w zbiorach Ośrodka Karta, w wydawnictwach IPN.

„Antygonę” Sofoklesa można interpretować na wiele sposobów: jako bunt przeciwko władzy, jako  z góry skazaną na klęskę walkę z przeznaczeniem, a także w sposób dżenderowy: jako przykład buntu kobiet przeciwko polityce prowadzonej przez mężczyzn. Mnie najbardziej zainteresowała postać Ismeny, siostry Antygony.

Antygona u Sofoklesa kocha brata dosyć toksyczną miłością i po jego śmierci chce umrzeć trochę jak kochanka, która nie widzi sensu życia bez obiektu swojej miłości. Od pewnego momentu świadomie dąży do samounicestwienia, a to dążenie sprawia jej chorą satysfakcję. Antygona uprawia swoją prywatną martyrologię. Kiedy skazana na śmierć idzie do jaskini, żegnana przez chór mieszkańców, nie chce pożegnać się z siostrą, jest wobec niej złośliwa i cały czas mówi o sobie, jako ostatniej z rodu Labdakidów, choć przecież Ismena nadal żyje! Antygona jest dla mnie symbolem naszej rodzimej, polskiej tradycji martyrologicznej. My, Polacy, wyżej od życia cenimy honor i to umiłowanie śmierci w chwale w niektórych wypadkach, z historycznego punktu widzenia, wydaje się niezrozumiałe, by nie powiedzieć: absurdalne.

Dlatego tak ciekawą postacią wydaje mi się Ismena, która opowiada się po stronie życia, podczas gdy Antygona wybiera honor i śmierć. Dla mnie postać Ismeny to symbol przetrwania najgorszych czasów w imię miłości do życia, w imię rozsądku i trzeźwej oceny rzeczywistości. Ismena jest również w pewnym stopniu „ofiarą” tożsamości narodowej, tożsamości z którą ludzie żyjący na pograniczu wielu narodów mieli rzeczywisty kłopot. Ismena to Polka prawosławnej wiary – jak się okazuje w czasach przed II wojną światową jak i po niej, „prawosławny Polak” brzmiał jak oksymoron, jak coś, co się wyklucza, tak silne było ciśnienie narodowościowe Polaków-katolików. Ten, kto urodził się na pograniczu, które przez lata przechodziło z rąk jednego państwa do drugiego, utożsamiał się głównie z miejscem, w którym żył, a nie z kolejnymi władzami. Kochał swoją rodzinę, chałupę, ziemię, którą uprawiał i sąsiadów, z którymi żył przez miedzę i wobec tego miejsca i tych ludzi był lojalny. „Państwo” i „naród” brzmiały abstrakcyjnie, a edukacja obywatelska młodego państwa polskiego w tym względzie była w powijakach. „Jestem tutejsza” – mówi Ismena i tak samo określało swoją tożsamość narodową tysiące osób żyjących na pograniczu.

 

Dlaczego pogranicze?

Dlatego, że w tym miejscu żyją ludzie różnych narodowości, wyznań, kultury. Ta koegzystencja nie przebiegała bez konfliktów. Pokłosie uprzedzeń, czy rasizmu zbieramy do dziś, dziwiąc się aktom antysemickim w Białymstoku, w którym Żydów mieszka tak mało, że nie są w stanie stworzyć żydowskiej gminy, do której założenia potrzeba 50 dorosłych mężczyzn. A przecież przed II wojną światową  w Białymstoku i w Krynkach lwią część społeczeństwa stanowili Żydzi. Skąd te współczesne uprzedzenia?

Rok 1947 to dla pogranicza polsko-sowieckiego i dla całej Polski rok szczególny. W tym roku miały miejsce pierwsze powojenne „wolne” wybory, w rzeczywistości sfałszowane, została ogłoszona druga amnestia dla partyzantów ukrywających się w lasach, oraz przeprowadzona została tzw. delimitacja granicy między Polską, a ZSRR. Na skutek tychże przesunięć – średnio o 7-8 km – wiele wiosek wróciło do Polski, ale też wiele znalazło się nagle po stronie sowieckiej. To są tragiczne wydarzenia dla tutejszych rodzin, które albo porzucały cały dobytek i uciekały do Polski, albo godziły się na rozłączenie z rodziną i późniejsze represje – Sowieci zazwyczaj przesiedlali tubylczą ludność, która nagle znalazła się w ich granicach dalej na wschód.

„Antyhona” jest również próbą zrozumienia napięć w stosunkach między Polakami, Białorusinami  i Żydami, którzy mieszkali i nadal mieszkają obok siebie tu, na pograniczu. Nadreprezentacja osób pochodzenia żydowskiego we władzach komunistycznych po 1945 roku, a zwłaszcza w strukturach znienawidzonego NKWD sprawiała mylne wrażenie, jakoby cała ludność żydowska żyjąca w Polsce była prokomunistyczna. Wywoływało to niechęć Polaków do Żydów, oskarżenia o wydanie Polski sowieckiemu wrogowi, z czasem niechęć przerodziła się w nienawiść do „żydokomuny”. Białorusini, traktowani przez Polaków przed II wojną światową z wyższością i społeczną niesprawiedliwością, odnosili się do nowej komunistycznej władzy z nadzieją, że ta wreszcie potraktuje ich na równi z Polakami, „panami”. To też nie mogło podobać się Polakom, którzy gnębieni przez komunistów raczej nie wdawali się w analizy własnych, przedwojennych postaw, często dyskryminujących mniejszości narodowe i wyznaniowe.

W jaki sposób udało się Pani połączyć w scenariuszu  te dwie historie: „Antygonę” Sofoklesa oraz historię Krynek?

„Antyhona” to opowieść, której fabularnym kręgosłupem jest „Antygona” Sofoklesa w tł. St. Hebanowskiego. Historia zaplata się jak wzór tkany z dwóch nici: akcji, która dzieje się w starożytnych Tebach i wydarzeń w powojennych Krynkach. Postaci z Sofoklesa mają swoje współczesne odpowiedniki: Antygona to polska Teresa, katoliczka, Ismena to siostra Teresy, Ksenia, Polka prawosławnego wyznania, obie mają białoruskie korzenie. Ich brat, Eteokles w Tebach, to w Krynkach Jerzy, właśnie powołany do ludowego wojska, a Polinik, o pogrzebanie którego toczy się spór, to Andrzej, niepodległościowiec, partyzant, który nie może pogodzić się z nowym, narzuconym przez ZSRR ustrojem. Kreon, władca Teb, ma swojego odpowiednika w osobie Szymona, komunistycznego komisarza Krynek, a Hajmon, narzeczony Antygony, syn Kreona, który zabija się po jej śmierci, to w Krynkach polski Żyd, Mosze.

W „Antyhonie” śmierć Andrzeja, który ginie w bratobójczej walce z Jerzym, wywołuje tragiczny w skutkach finał. Polacy, Żydzi, Białorusini, katolicy, prawosławni – żyjący na tej samej ziemi, pod tym samym niebem, czasem w tej samej rodzinie – występują przeciw sobie, sieją śmierć i spustoszenie, zaślepieni zemstą, bólem, rozpaczą – nieszczęśliwi, bo cokolwiek zrobią i tak nie zmienią wyroków Historii.

 

Dziękuję za rozmowę!

 

Dana Łukasińska – dramatopisarka („Hannah Arendt mnie nie kocha”, „Olga. Eine charmante Frau”, „Hibakusha”, „Bazuka”, „Agata szuka pracy”, „Wariacje z powtórzeniami”), dramaturg („Ich czworo. Obyczaje dzikich” – Teatr Polski w Poznaniu, „Płatonow” – Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie, „Czarnobyl. Last minute”, „Glany na glanc” – Teatr Dramatyczny w Białymstoku), scenarzystka ( „Włatcy Móch”, sezon V, VI, VII), autorka powieści („Piąta pora roku”, „Oro” – książka roku IBBY 2012 w kategorii literatura młodzieżowa), współpracuje z Teatrem Polskiego Radia oraz z TD w Białymstoku jako kierownik literacki. Absolwentka Laboratorium Scenariuszowego (PISF), Konserwatorium Noweli Filmowej (PISF), Forum Dramaturgicznego (IT), autorka scenariusza „Antyhony”.